Historia pewnej maszyny

14 kwietnia 2017, 9:42

Polska wymiana gospodarcza skoncentrowana jest głównie na Unii Europejskiej. Według GUS stanowi ona ponad 70%. Mało kto pamięta już o tym, jak skomplikowane potrafią być procedury celne. Boleśnie o tym fakcie przekonała się jedna z małopolskich firm, choć nie do końca ze swojej winy…

Skutkiem błędów popełnionych przez jej kontrahenta przy zlecaniu zagranicznej wysyłki było obciążenie opłatami celno-podatkowymi, które nie powinno mieć miejsca. Ta historia mogłaby zakończyć się inaczej, gdyby od początku w całą procedurę przesyłki wraz z formalnościami został włączony operator logistyczny jak np. Dachser, dysponujący własną agencją celną. Firma byłaby w stanie sprawnie przeprowadzić klienta przez meandry przepisów celnych.

Jedna z firm działających w Małopolsce kupiła od polskiego pośrednika maszynę szwajcarskiej produkcji, służącą do pakowania mięsa. Pośrednik, importując maszynę spoza UE, dokonał odprawy celnej i wliczył wszystkie należności celno-podatkowe w cenę sprzedaży. Gdy po około roku maszyna się zepsuła, przedsiębiorstwo zgłosiło ten fakt pośrednikowi. Przekazał on reklamację do szwajcarskiego producenta, a ten z kolei zdecydował o naprawie urządzenia w fabryce. Maszyna wyruszyła w podróż do naprawy w Szwajcarii.

– W tym momencie popełniono błąd, ponieważ nie uruchomiono właściwej procedury celnej, która powinna mieć miejsce w sytuacji czasowego wywozu urządzenia do kraju spoza Unii Europejskiej. Do wyboru były dwa wyjścia – jednym z nich była procedura specjalna i zgłoszenie zamiaru naprawy w Urzędzie Celnym. Inną możliwością było zastosowanie konwencji o karnecie ATA, który jest międzynarodowym dokumentem celnym umożliwiającym i usprawniającym czasową odprawę towarów wywożonych na przykład w celu naprawy. Tymczasem urządzenie po prostu wyjechało z Polski. Po usunięciu usterki zostało przekazane przez Szwajcarów przewoźnikowi, czyli nam, byśmy dostarczyli maszynę z powrotem do Polski – opowiada Karolina Hejduk, Koordynator Agencji Celnej Dachser.

Zważywszy, że przy wyjeździe z Polski nie została wszczęta żadna z dedykowanych tego typu sytuacjom procedur, szwajcarski producent zlecił wysyłkę maszyny zwykłym trybem, wystawiając dokument T1, stosowany w procedurze tranzytowej w odniesieniu do towarów pochodzących spoza UE. Maszyna wróciła więc do swojego właściciela w Małopolsce.

– I tu spójrzmy – przedsiębiorstwo kupowało maszynę od pośrednika z Polski, czyli z terenu Unii Europejskiej, i nie miało świadomości, że należy uregulować status celny urządzenia powracającego po naprawie, a w związku z tym nie zakończyło procedury specjalnej i nie ubiegało się w Urzędzie Celnym o zwolnienie z należności celno-podatkowych – dodaje Michał Simkowski General Manager Dachser w Strykowie.

W związku z brakiem zakończenia procedury tranzytu wszczęto postępowanie celne w sprawie niezamknięcia dokumentu T1, co powinno było nastąpić w ciągu 14 dni. Postępowania celne w przypadku niezakończonej procedury tranzytu prowadzone są zarówno w kraju przeznaczenia towaru (importu), jak i kraju wysyłki, gdzie wystawiono dokument T1, czyli w tym przypadku – w Szwajcarii.

– Błąd popełniony na samym początku w postaci niewszczęcia procedury uszlachetniania lub procedury opartej na karnecie ATA doprowadził do konsekwencji, których finałem były problemy firmy z Małopolski. Nie tylko stanęła ona przed koniecznością podwójnego zapłacenia cła i podatków za jedną i tę samą maszynę, ale przez pewien czas jej właściciele nie mieli nawet świadomości ciążących na nich zobowiązań, co pociągnęło za sobą dalsze koszty, komplikacje i trwające prawie rok postępowanie wyjaśniające prowadzone przez Urząd Celny – mówi szef strykowskiego oddziału Dachser.

– Otwarcie granic i prawo do wolnego przepływu towarów, jakie dała nam Unia Europejska, rozwiązały znaczną część trudności formalnych z obrotem towarami z zagranicą. Ale przypadek małopolskiej firmy jest najlepszym dowodem na to, że procedury celne nadal mogą być wyzwaniem. Zwłaszcza teraz kiedy nie są one już codziennością i występują w obrocie z krajami spoza UE, do których wkrótce dołączy również Wielka Brytania. Nie każdy przedsiębiorca ma doświadczenie i możliwości, by samodzielnie nadzorować właściwe przestrzeganie przepisów prawa w tym zakresie. By uniknąć problemów, najlepiej zdać się na wyspecjalizowanego operatora, takiego jak Dachser, który nie tylko zajmie się transportem, ale posiadając własną agencję celną dopilnuje, by wszelkie formalności zostały dopełnione – konkluduje Michał Simkowski.

Komentarze

Komentarz musi być dłuższy niż 5 znaków!

Proszę zaakceptuj regulamin!

Brak komentarzy!