Nierozwiązany od lat problem imigrantów w Calais wraca jak bumerang w kontekście Brexitu. Kierowcy muszą ponosić odpowiedzialność za błędy w polityce migracyjnej.
Calais od prawie 20 lat jest miejscem, gdzie migranci z całego świata próbują przedostać się do Ziemi Obiecanej w postaci wybrzeża Zjednoczonego Królestwa. Pierwszy obóz uchodźców stanął tutaj już w 1998 roku. Założyli go imigranci z Kosowa, uciekający przed konfliktem w byłej Jugosławii. Od kilku lat temat Calais powraca na nagłówki gazet, bardzo często w kontekście transportu drogowego. Ofiary wojen toczących się w krajach Afryki i Półwyspu Arabskiego, próbując za wszelką cenę dostać się do Anglii, wybierali naczepy ciężarówek, by w nielegalny sposób, z pominięciem kontroli na granicy, przemknąć się do tego kraju. Największa eskalacja konfliktu na linii kierowcy – imigranci miała miejsce w latach 2015-2019. W ubiegłym roku informacje znad francusko-angielskiej granicy zdawały się cichnąć, przykrywane przez zalew wiadomości związanych z pandemią, pakietem mobilności czy Brexitem. Jak więc wygląda sytuacja w Calais dzisiaj?
20 lat – tyle czasu Calais zmaga się z problemem imigracji
Pod koniec lat 90. Czerwony Krzyż w Sanagatte otworzył tzw. „centrum powitalne” dla imigrantów stacjonujących w Calais. Przez jego drzwi przeszło prawie 70 tysięcy osób z całego świata. Jednak, pod naciskiem Londynu, Nicholas Sarkozy, ówczesny minister spraw wewnętrznych we Francji zamknął ośrodek w grudniu 2002 roku. Migranci rozproszyli się po całym mieście. W tym czasie powstał pierwszy „dziki” obóz uchodźców, znany w mediach jako „dżungla”. Znajdował się on w pobliżu wejścia do tunelu pod kanałem La Manche, w niedalekim lesie. Dopiero w drugiej połowie 2009 roku francuskie władze w dość brutalny sposób oczyściły obóz, w którym wówczas przebywało około 1000 osób. Przez kilka lat panował względny spokój, jednak w 2015 roku cała Europa doświadczyła kryzysu migracyjnego. Ludność ogarniętej konfliktem Syrii, Afganistanu, czy Iraku zaczęła masowo napływać do Starego Kontynentu. Według różnych źródeł w Calais znalazło się około 10 tysięcy osób, próbujących przedostać się do Anglii. „Dżungla” powróciła, narastał konflikt między francuskimi władzami a imigrantami, narastała też przemoc pomiędzy samymi migrantami. W październiku 2016 roku po serii ataków na policjantów, po raz drugi zrównano z ziemią tymczasowy obóz zwany „dżunglą”. Jednak imigranci pozostali. Zimą tego samego roku prawie 1000 osób, które pozostało na terenie Calais próbowało przetrwać w tymczasowych obozach w okolicach portu. Policja eksmitowała ich regularnie co 48 godzin – niszcząc namioty, śpiwory i pozostawione ubrania. Miasto okala coraz więcej murów i płotów, dochodzi nawet do sytuacji, w której nasila się wylesienie okolicznych terenów, by uniemożliwić uchodźcom ukrywanie się w pobliskich lasach.
Wrzesień 2020 przyniósł kolejne kontrowersje: dekret prefektury w Calais ograniczył możliwość wydawania posiłków dla imigrantów różnym stowarzyszeniom, pod pretekstem zarządzania kryzysem związanym z pandemią koronawirusa.
Styczeń, 2021 rok: „Przychodzą najczęściej w okolicach 5 rano. Przecinają namioty nożami, traktują nas jak zwierzęta. W Sudanie trwa wojna, ludzie umierają. Jednak w niektórych aspektach było mi tam lepiej niż tutaj” – relacjonuje na łamach the Guardian 20-letni Abdul, który uciekł z Sudanu, licząc, że w Calais uda mu się przedostać na angielskie wybrzeże.
Grabieże, kamienie, przewrócone naczepy i kary na granicy
Na początku ciężarówki dla imigrantów były tylko sposobem na dostanie się do Anglii. Jednak, z czasem kiedy kryzys w Calais narastał, kierowcy zaczęli coraz bardziej doświadczać jego eskalacji. W 2016 roku truckerzy unikali jak mogli przejazdu przez Calais. Pobliska „dżungla” była miejscem, w którym notorycznie dochodziło do ataków na ciężarówki. Sfrustrowani imigranci domagali się przemocą, by przewieźć ich przez granicę lub po prostu dokonywali napadów rabunkowych. Rosnąca presja ze strony francuskiej policji uderzyła bezpośrednio w kierowców wykonujących regularne przewozy między Anglią a Francją. Wydanie wieczornych wiadomości w praktycznie całej Europie wypełnione było przynajmniej jedną informacją z „linii frontu” przebiegającej przez Calais. Oprócz groźby fizycznego ataku czy kradzieży towaru na środku autostrady, kolejny problem rodził się często na samej już granicy. Kierowcy często nieświadomi kilku lub w skrajnych wypadkach nawet kilkunastu dodatkowych pasażerów na gapę, musieli mierzyć się z ogromnymi karami, wymierzonymi przez angielską Border Force. Taka finansowa „nagroda” za przewiezienie nielegalnego imigranta mogła oscylować w granicach nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Dodatkowo, według Border Force, prawie 30% kontroli zakończonych karą dotyczyło polskich przewoźników, którzy stanowią ogromną siłę biznesową w transporcie drogowym na linii UE – Wielka Brytania. Jeszcze w ubiegłym roku polscy przewoźnicy byli masowo wzywani do uregulowania kar sprzed nawet 3 lat, kiedy brytyjskie jednostki celne zaczęły zwiększać swoją efektywność w odzyskiwaniu mandatów przed nadchodzącym Brexitem.
Nic więc dziwnego, że frustracja kierowców oraz przewoźników w tym temacie sięga zenitu. Mało odpowiedzialna polityka zarówno Francji jak i Anglii powoduje nasilenie ataków zdesperowanych imigrantów, które wymierzane są najczęściej w niczemu winnych kierowców. Finalnie ta sama grupa zawodowa jest pociągana do wysokiej odpowiedzialności finansowej za sytuację, na którą najczęściej nie ma wpływu. Oczywiście, od samych kar można się odwoływać, argumentując tym, że ładunek był odpowiednio zabezpieczony, a kierowca nieświadomy przewożenia pasażera na gapę. Sam jednak fakt występowania tego procederu oraz prowadzenia go w sposób wymierzony bezpośrednio w kierowców oraz przewoźników jest niesamowicie frustrujący. 1 stycznia pojawiło się światło w tunelu kanału La Manche. Brexit. Czy wyjście Anglii z Unii w końcu zmieni coś w sytuacji na przejściu granicznym w Calais?
55% imigrantów w Calais postrzega Brexit jako większą szansę na azyl
Według ankiety w serwisie itv, ponad połowa obecnie przebywających w Calais imigrantów liczy, że Brexit przyniesie większe szanse na uzyskanie azylu. Tę informację dementuje sam minister ds. imigracji w Wielkiej Brytanii, Chris Philip mówiąc, że takie stwierdzenie jest „kategorycznie nieprawdziwe”. Brytyjski rząd zapowiedział również ukrócenie „swobody przemieszczania” i „przywrócenie kontroli” nad granicami Zjednoczonego Królestwa. Anglia wraz z porzuceniem Unii Europejskiej odchodzi od tzw. Regulacji Dublińskich. To koniec jednej z niewielu legalnych dróg dostępu do Wielkiej Brytanii: łączenia rodzin. 38% ankietowanych przez itv imigrantów posiada członka rodziny w UK. Wszystko wskazuje na to, że Anglia chce jak najszybciej odciąć się od problemów z imigrantami i w całości pozostawić kwestię ich rozwiązania Unii Europejskiej. To z kolei powoduje, że…
…w Calais znów zaczyna robić się niebezpiecznie
Ludziom, którym udało się przedostać do Calais przed Brexitem lub jeszcze na początku tego roku zaczęło zależeć na jak najszybszym przedostaniu się na angielski brzeg. Duża część tych osób wkrótce straci możliwość połączenia się ze swoimi członkami rodziny. Dodatkowo, agresywne działania rządu francuskiego napędzają jeszcze bardziej desperację rosnącą wśród migrantów z Calais. Tak duże nadzieje wyrażone w ankiecie itv, związane z uzyskaniem azylu wynikają ze złudzenia, że brytyjski rząd coś musi zrobić z osobami znajdującymi się w Calais – prawo związane z łączeniem rodzin jeszcze obowiązuje. Jednak Anglicy zdają się przyjmować strategię przeczekania obecnej sytuacji i dążą do zamknięcia swoich granic dla imigrantów. To oznacza, że kierowcy ciężarówek znów zaczynają doświadczać obrazków sprzed 3-4 lat. Mamy więc kolejny impas w polityce imigracyjnej, który swoje negatywne skutki przenosi na kierowców oraz przewoźników. Czas pokaże, czy znów będziemy mieli do czynienia z eskalacją, czy może tym razem uda się jej uniknąć.
Komentarze