Polski sektor TSL doświadcza niebagatelnych trudności związanych m.in. z napływem kierowców z Ukrainy. Czy wprowadzona z początkiem miesiąca technologia pomoże przedsiębiorcom utrzymać się na tym wysoko konkurencyjny rynku?
Regulacja prawna ostatnią deską ratunku
Kryzys, którego doświadcza polski sektor TSL, nie zostanie zażegnany bez pomocy państwa. Głośne protesty kierowców i lobbing organizacji reprezentujących sektor przynoszą pierwsze efekty. 1 lipca 2024 roku w życie wszedł obowiązek elektronicznej kontroli zezwoleń dla zagranicznych przewoźników wjeżdżających na teren Polski oraz zmodyfikowane zasady umowy transportowej między UE a Ukrainą. Ich celem jest zapewnienie uczciwych zasad współpracy na pełnym napięć transgranicznym rynku TSL.
Kontrola została wprowadzona w ramach nowelizacji ustawy o delegowaniu kierowców w transporcie drogowym przygotowanej przez Ministerstwo Infrastruktury. Zgodnie z jej zapisami, od 1 lipca 2024 roku przewoźnicy wjeżdżający na teren Polski spoza UE są zobowiązani do „rejestracji w systemie monitorowania drogowego i kolejowego przewozu towarów oraz obrotu paliwami opałowymi, zwanego dalej „systemem SENT”.
O taką zmianę od dłuższego czasu zabiegali polscy przewoźnicy, którzy ponoszą straty w związku z rosnącą skalą przewozów wykonywanych bez stosownych pozwoleń. Nowelizacja wprowadza możliwość kontroli firm transportowych pochodzących spoza Unii Europejskiej, jednak nie obejmuje przewoźników unijnych, którzy podlegają ograniczeniom np. w zakresie kabotażu.
– Do tej pory obejście przepisów ograniczających przewozy było stosunkowo proste. Wystarczyło, by przewoźnik nie wypełnił blankietu przyznanego zezwolenia i tym samym nie odnotował wykonanego przewozu, by móc skorzystać z niego wielokrotnie. W systemie teleinformatycznym fakt posiadania zezwolenia i jego zakres zostanie zarejestrowany w chwili przekroczenia granic UE, co uniemożliwi jego ponowne wykorzystanie. Tyle teorii – w praktyce uzyskanie pełnej sprawności systemu będzie wymagać czasu i wielomilionowych inwestycji, które zaplanowano na obecny i przyszły rok – tłumaczy Jakub Gwiazdowski, Head of Partnership & Relations w Transcash.eu.
Nierówne szanse w walce o frachty
System został wdrożony w celu kontroli zagranicznych przewoźników, jednak w praktyce jego celem jest przede wszystkim ukrócenie nielegalnej aktywności ukraińskich firm transportowych. Ich aktywność wzrosła znacząco po wybuchu wojny, gdy w ramach wsparcia branży zniesiono obowiązek posiadania zezwoleń. Ta decyzja diametralnie zmieniła układ sił – do 2022 roku polscy przedsiębiorcy kontrolowali jedną trzecią rynku przewozów między Unią Europejską a Ukrainą. Po zniesieniu zezwoleń, ukraińskie firmy transportowe zostawiły konkurentów w tyle. Niezwiązani ograniczeniami narzucanymi przez UE i Pakiet Mobilności, przewoźnicy ze wschodu mogą oferować usługi na konkurencyjnych warunkach. Poza ich zasięgiem pozostał jedynie rynek kabotażu i przerzutów.
Ostrzejsze kontrole po protestach
Zakres kontroli ukraińskich przewoźników poszedł o krok dalej po niedawnych protestach na wschodniej granicy. W ich wyniku 18 czerwca tego roku doszło do nowelizacji umowy transportowej zawartej między Ukrainą a UE, która również weszła w życie 1 lipca 2024 roku. W jej ramach pojazdy ukraińskie wjeżdżające do Polski „na pusto” muszą posiadać dokumenty, które potwierdzają zlecenie ładunkowe oraz nalepki identyfikacyjne.
– Zgodnie z tym zaleceniem, polskie służby graniczne od północy 1 lipca zatrzymywały samochody niespełniające wymogów. To spotkało się z wyraźnym sprzeciwem ukraińskich polityków i mediów, a w efekcie od kontroli odstąpiono. Sprzeciw miał wynikać ze zbyt krótkiego vacatio legis, który uniemożliwił przewoźnikom dostosowanie się do nowych wymogów. Jak poinformowało ukraińskie Ministerstwo Infrastruktury, okres przejściowy w tym względzie, zgodnie z umową, powinien potrwać do 10 lipca – mówi Jakub Gwiazdowski.
Wciąż bezwizowo, ale na nowych warunkach
Kontrole graniczne wydają się jednak wyłącznie umiarkowaną niedogodnością, która w sposób istotny nie wpłynie na sytuację przewoźników z Ukrainy. 20 czerwca tego roku Unia Europejska przedłużyła możliwość bezwizowego transportu z Ukrainą na kolejne 12 miesięcy, z perspektywą automatycznego wydłużenia tego okresu do końca przyszłego roku.
Jak przypomina ekspert Transcash.eu, nowa umowa zaostrza przepisy dotyczące kontroli, o co postulowali polscy przewoźnicy, i wprowadza jedną potencjalnie istotną zmianę z punktu widzenia rynku:
– Mowa o klauzuli ochronnej, która pozwoli krajom członkowskim zawiesić umowę z Ukrainą na czas określony, jeśli „na rynku transportowym nastąpią poważne zakłócenia”. Umowa sugeruje więc, że dalsza dominacja przewoźników z Ukrainy może zostać wstrzymana, jeśli jej wpływ na unijny rynek będzie negatywny, co w tym wypadku polepsza sytuację polskich firm transportowych – komentuje Jakub Gwiazdowski.
Ukraina w UE straci przywileje?
Zgodnie z danymi KE, od 2022 roku wolumen przewozów drogowych na linii UE-Ukraina powiększył się o 2/3, osiągając skalę 700 mln euro miesięcznie. Decyzja o zawarciu umowy była bezpośrednią konsekwencją blokady ukraińskich portów morskich przez Rosję. W efekcie tamtejsi przewoźnicy zyskali dostęp do unijnego rynku, ale bez konieczności dostosowywania się do zasad na nim obowiązujących, szczególnie w kwestii stawek i wynagrodzeń kierowców. Mimo zakazu Ukraińcy zaczęli również realizować przewozy kabotażowe, czego umowa zabrania.
Warto przypomnieć, że Ukraina w 2022 roku oficjalnie stała się kandydatem do akcesji do UE, a w 2023 r. rozpoczęła negocjacje. Biorąc pod uwagę trwający konflikt zbrojny, trudno przewidywać, kiedy zapadnie ostateczna decyzja, a tym samym kiedy Ukraińscy przewoźnicy staną się zobligowania do działania na zasadach powszechnych w całej UE. Z tej perspektywy trudno dziwić się środowisku polskich przewoźników, którzy, postawieni w wyjątkowej i niekorzystnej dla siebie sytuacji, próbują walczyć swoją pozycję i zabiegać o uczciwość po obu stronach wschodniej granicy.
Komentarze