Polscy przewoźnicy nie mają lekko. Mamy już całą listę tematów, którym w 2020 roku sektor TSL musiał stawić czoła: pakiet mobilności, pandemia, Brexit, podwyżki płac, a tymczasem na wschodzie…
Protesty na Białorusi rozpoczęły się w Mińsku i trwają już ponad trzy miesiące. Są one wynikiem nieprawidłowości w przeprowadzanych wyborach na stanowisko prezydenta. Zakomunikowanie zwycięstwa Aleksandra Łukaszenki z przewagą 80% nad innymi kandydatami wywołało demonstracje w całym kraju, które trwają do dziś. Jaki wpływ ma obecna sytuacja na Białorusi na branżę transportową w Polsce? Jakie zagrożenia czekają naszych przewoźników na granicy w Brześciu? Poprosiliśmy o komentarz w tej sprawie prezesa Związku Pracodawców “Transport i Logistyka Polska”, Macieja Wrońskiego.
Gospodarka Białorusi trzyma się na włosku
U naszych wschodnich sąsiadów trwa swego rodzaju impas, mogący przerodzić się w niebezpieczny wybuch, który dosięgnie również naszego kraju, pod względem gospodarczym. Białoruscy pracownicy branży IT, sektora będącego perłą w koronie schorowanej gospodarki tego państwa, wystosowali oficjalny list, w którym skarżą się na brak możliwości prowadzenia biznesu w ich kraju, a także ostrzegają przed masowym odpływem specjalistów za granicę, w poszukiwaniu lepszych warunków do wykonywania swojego zawodu. Ukraina wydłużyła możliwość czasowego pobytu białoruskich przedsiębiorców o 180 dni, amnestią zostaną objęte również ich rodziny. Oprócz branży informatycznej bardzo ważnym elementem dla stabilności tego regionu Europy jest białoruski sektor TSL i wymiana handlowa z Polską, która jest jedynym oknem na zachodni świat dla Białorusi.
Polski i litewski rząd bardzo ostro skrytykowały działania białoruskich władz, filmy przedstawiające niechlubne działania OMON-u obiegły cały świat. Dyplomacja naszego państwa, który jest bezpośrednim sąsiadem „Republiki” Białorusi poczuła się w obowiązku skrytykowania działań obecnego „prezydenta” i zagroziła sankcjami gospodarczymi. W odpowiedzi, białoruski MSZ zagroził zamrożeniem wymiany handlowej z naszym krajem, co miałoby bardzo duży wpływ na sektor TSL. Analogiczna sytuacja zdarzyła się na Litwie, która razem z Polską trzyma wspólny front w stosunku do działań Łukaszenki. Unia Europejska nałożyła już sankcje na 31 przedstawicieli białoruskich władz. Z kolei, 9 października 30 polskich dyplomatów musiało opuścić terytorium Białorusi, ich litewscy koledzy zostali potraktowani w podobny sposób. Z drugiej strony odpowiada Rosja, podtrzymując władzę Łukaszenki, jako jednego z najsilniej powiązanych z Moskwą sojuszników. Ograniczenia wizowe, wprowadzone przez białoruski rząd mają działać również na terenie Rosji. Sytuacja w regionie przypomina więc swego rodzaju bombę, która czeka na rozbrojenie – wokół niej czekają przedsiębiorcy, niepewni tego, co nastąpi jutro.
Przygraniczne sabotaże powodują straty wśród polskich przewoźników
– Prezydent Łukaszenka w odpowiedzi na krytykę ze strony EU, Polski i Litwy zagroził, że przestanie wpuszczać polskie oraz litewskie ciężarówki na teren swojego kraju. Natomiast, mimo wszystko możemy mieć niemalże pewność, że taka sytuacja raczej nie nastąpi. Taki krok oznaczałby kompletne zablokowanie białoruskich przewoźników, którzy nie mają innej drogi na zachód niż właśnie przez nasz kraj. Niedawno odbyły się rozmowy polsko-białoruskie w ramach tzw. komisji mieszanej do spraw międzynarodowych przewozów drogowych, uzgodniono wymianę kontyngentu, został on nawet nieznacznie zwiększony, liczba wydanych zezwoleń wzrosła – komentuje Maciej Wroński, prezes Transport Logistyka Polska.
Polityczne ustalenia jednak zdają się nie mieć wpływu na sytuację, z którą muszą mierzyć się nasi rodzimi przewoźnicy próbujący wjechać na teren Białorusi. Kolejki na granicy osiągają rekordowe rozmiary, a czas spędzony na kontrolach możemy liczyć w kilkunastu godzinach. Dlaczego tak się dzieje?
– Polskie ciężarówki zatrzymywane są do dokładnych rewizji celnych, najczęściej wiążących się z wyładunkiem całego towaru. Takie kontrole kończą się zwykle pozytywnym rozpatrzeniem możliwości wjazdu na teren Białorusi, jednak przewoźnicy tracą mnóstw czasu i pieniędzy na załadunek oraz rozładunek towaru. Możemy to odbierać jako sytuacje mające znamiona szykan, w szczególności, że kontrole dotyczą prawie wyłącznie ciężarówek na polskich rejestracjach. Zgłosiliśmy tę sprawę podczas spotkania wcześniej wspominanej komisji mieszanej, jeżeli sytuacja się nie zmieni, to będziemy zmuszeni podjąć dalsze działania w tej kwestii. Rozważamy zgłoszenie się po pomoc do polskiego MSZ oraz Komisji Europejskiej, jednak póki co czekamy na dalszy rozwój wypadków – komentuje prezes Maciej Wroński.
Dwie drogi rozwiązania sytuacji na Białorusi
Destabilizacja Białorusi jest nie na rękę Unii Europejskiej, a także Rosji, która wyciągnęła wnioski po sytuacji na Ukrainie, gdzie próba interwencji skończyła się ograniczeniem strefy wpływów Federacji oraz skierowaniem większej sympatii Ukrainy w stronę Zachodu. Białoruś jest silnie powiązana ekonomicznie z Rosją, jednak gospodarka Federacji znacznie ucierpiała w trakcie panującej pandemii, rubel traci na wartości z dnia na dzień. Europa również nie spieszy się z ze zdecydowaną reakcją, możemy więc założyć, że obecny impas może jeszcze długo potrwać. W wypadku zamknięcia białoruskich granic polscy przewoźnicy musieliby nadkładać ok. 300 kilometrów w jedną stronę, podróżując do Moskwy, jednak ten scenariusz najpewniej skończyłby się kompletnym upadkiem już wątłej białoruskiej ekonomii, co przełożyłoby się na destabilizację całego regionu. Czego, mamy nadzieję, nie doświadczymy.
Komentarze