Firma Anneberg Transpol z Zielonej Góry należy do grona przewoźników posiadających długi staż – powstała w 1990 roku. Niedawno jej tabor wzbogacił się o 20 nowoczesnych ciągników siodłowych Renault Trucks T 460. Przedstawiamy rozmowę z prezesem Anneberg Transpol, Jackiem Miłkowskim.
27 lat to szmat czasu… Jak zaczęła się historia Anneberg Transpol i skąd ta nazwa?
Dzisiaj firmę prowadzimy wspólnie z bratem. Ja prezesuję i zajmuję się transportem cysternowym, Roman transportem plandekowym i spedycją. Na założenie firmy, w ogóle wejście w ten biznes, namówił naszego tatę, Ludwika Miłkowskiego, Sven Anneberg, który wraz z bratem Georgiem prowadzi firmę transportową Anneberg Transport w Danii.
Nasze rodziny są wspólnikami w Anneberg Transpol. Ojciec był dyrektorem państwowej firmy transportowej, jednak czasy się zmieniały i postanowił pójść na swoje, a my – bardzo wtedy młodzi ludzie – razem z nim. Wtedy były inne warunki pracy, ale jak patrzę na to z dzisiejszej perspektywy, to tamtejsze trudności wydają mi się przy dzisiejszych banalne. Zarabiało się też o wiele łatwiej.
Ale przecież w tamtym czasie nie mieliście tak dużej floty, jak teraz.
Zaczynaliśmy od trzech samochodów z naczepami plandekowymi. Szybko okazało się, że to za mało, że brakuje nam pojazdów. Kupiliśmy 20 kolejnych, a oprócz nich jeździło dla nas jeszcze kilkadziesiąt samochodów innych przewoźników. Woziliśmy niemal cały sprzęt AGD importowany z Danii do Polski. Robiliśmy po 60 – 70 kursów tygodniowo.
Dzięki tym transportom zarobiliśmy na rozwój przedsiębiorstwa i dość szybko wyspecjalizowaliśmy się w transporcie materiałów niebezpiecznych objętych konwencją ADR. Wchodziliśmy w tę „działkę” z trzema ciągnikami siodłowymi szwedzkiej marki i trzema cysternami do przewozu bitumów wyleasingowanymi od Anneberga.
Przełom wieków był przełomem i dla nas. Wtedy zaczęliśmy kupować ciągniki Renault Trucks – to znowu był wybór naszego duńskiego partnera, który także w swojej rodzimej flocie postawił na model Premium. Podyktowany zresztą ekonomicznymi przesłankami – nasze pojazdy to w 75% cysterny, w których dla uzyskania konkurencyjności najważniejsza jest niska masa pojazdu i duża ładowność. A Premium przez cały czas swojego rynkowego życia było najlżejszym ciągnikiem siodłowym na rynku.
Jego przewaga nad konkurentami wynosiła od 300 do 700 kg. To bardzo dużo. Dlatego szybko stało się podstawowym pojazdem naszej floty. Dzisiaj podobne parametry ma nowe Renault Trucks T i coraz więcej tych pojazdów ciężarowych pracuje w taborze Anneberg Transpol.
Dlaczego te kilkaset kilogramów ma tak duże znaczenie?
Rocznie przewozimy ok. 100 tysięcy ton ładunków, głównie płynnych i jednocześnie niebezpiecznych. A w przewozach cysternowych klienci płacą nam za każdy przewieziony kilogram, więc jeśli w każdym kursie wozimy więcej niż konkurenci, to dzięki małej masie zestawu możemy być bardziej konkurencyjni.
Jakie to są ładunki?
Nasza specjalizacja to przewozy ładunków niebezpiecznych, podlegających konwencji ADR, cysternami i naczepami plandekowymi. Wozimy dużo płynnych chemikaliów, paliwa, asfalty, jesteśmy dystrybutorem AdBlue, zajmujemy się też przewozem odpadów chemicznych.
Mamy też na przykład bardzo ciekawy kontrakt w Niemczech, gdzie – między oddalonymi o paręset kilometrów hutą i odlewnią – wozimy na naczepach podkontenerowych, w specjalnych kadziach hutniczych, płynne aluminium… Są one, co prawda dość dobrze zabezpieczone termicznie, jednak to zadanie wymaga bardzo dużej punktualności, o co na zatłoczonych niemieckich autostradach jest coraz trudniej.
Podobnie jak przy innych zleceniach działamy jednak tak, by nasze pojazdy docierały zawsze na czas. Punktualność dostaw to nasze oczko w głowie. Jest to zgodne z naszą dewizą, że nie chcemy być najwięksi, ale najlepsi!
I tu trzeba zapytać o kierowców. Przy takiej specjalizacji muszą być doskonale wyszkoleni i znać się na swojej robocie. Niemal wszyscy przewoźnicy narzekają jednak na braki kadrowe. Jak jest u Was?
Na zachodniej ścianie kraju najbardziej odczuwalny jest brak kierowców, więc i my mamy ten problem. Tuż za granicą są niemieccy przewoźnicy, którzy płacą więcej… Tutaj jak ktoś odbiera prawo jazdy z urzędu, już za godzinę ma pracę. To wystarczy za komentarz.
Ostatnio Renault Trucks przeprowadziło w naszej siedzibie szkolenie w ramach akcji „Profesjonalni kierowcy”. To bardzo fajny pomysł, bo nauki nigdy dosyć. Zgłosiło się kilkunastu młodych ludzi, odbyli szkolenie, odebrali certyfikaty i co? Żaden z nich nawet nie zapytał o pracę! Oczywiście jakoś z tym kłopotem trzeba sobie radzić, więc oprócz naszych kierowców wspomagamy się pracownikami z Ukrainy, jeździ też paru emerytów, którzy jeszcze czują się na siłach. Jako firma staramy się wszystkim zapewnić najlepsze warunki pracy.
Czy jedną z dróg, które do tego prowadzą są nowe pojazdy?
Oczywiście. Kupujemy pojazdy nowoczesne, czyli Renault Trucks T. Dwadzieścia nowych ciągników to druga tak duża partia. Sprawdziliśmy je dokładnie i u nas, i w duńskiej firmie. Samochody są lekkie, mają niskie zużycie paliwa – według Optifleeta 26,1 l/100 km, a także mocne silniki i w pełni wyposażone kabiny. Jest w nich nie tylko klimatyzacja i telewizory, ale także klimatyzacja postojowa, pracująca niezależnie od silnika.
Pojazdy, które zarabiają pieniądze muszą być niezawodne, a to w dużej mierze wynik dobrego serwisu. Kto dba o Wasz tabor?
Przede wszystkim każdy z kierowców. Poza tym mamy też własny warsztat i ekipę doświadczonych mechaników. Przy tak specjalistycznym taborze, jak nasz, zawsze jest co robić. Natomiast jeśli chodzi o ciągniki siodłowe, to zajmuje się nimi głównie zielonogórski serwis Renault Trucks, prowadzony przez firmę Józefa Skrzypy. W porównaniu z tym, który był tu przed nim, to niebo a ziemia. Jestem z niego bardzo zadowolony. Jest o wiele lepszy od serwisów na zachodzie Europy – nasze pojazdy wjeżdżają do nich tylko w wyjątkowych sytuacjach. Gdybym nie musiał, nie korzystałbym z nich wcale.
Komentarze